sobota, 31 lipca 2010

pożegnanie z Japonią...

wstaję rano, zgodnie z planem. jest gorąco jak w piekle, parno, duszno... i jak tu w taką pogodę opuszczać pokój z jakże wspaniałą klimatyzacją...?!
a jegnak, skoro to mój ostatni dzień, muszę się ruszyć! ^^;

wypełzam więc z hotelu, i jadę na dworzec. muszę pożegnać się z moim ukochanym Harajuku!
droga do Tokyo zajmuje prawie dwie godziny, jako, że jest sobota i autobus przejeżdża przez pół miasta... no ale przecież nie wysiądę wcześniej, bo jeszcze się zgubię, i co będzie...?
docieram w końcu na Harajuku. sprawdzam Hachikou Bridge, ale jeszcze nie ma cosplayerów. pełznę więc na Takeshita Doori, łażę po sklepach, dokupuję kilka śmiesznych drobiazgów. nawet nie zaglądam do sklepu z płytami. i tak mam nadbagaż, nie potrzebuję więcej...xD
siedzę trochę na ławce, podziwiając przechodzących wokół ludzi. jutro już mnie tu nie będzie i naprawdę nie wiem, czy jeszcze kiedyś wrócę...
wzdycham ciężko, i postanawiam wrócić do Tsukuby, kupić kilka idiotycznych rzeczy w one coin shop.

wieczorem mają do mnie przyjść Ya Ting i Karen. wpadają jakoś po 19, i radośnie informują mnie, że... robimy pierożki! bo w Chinach jak ktoś wyjeżdża, to się go żegna pierożkami *^^* jasne, nie ma sprawy!
objadamy się po uszy, możemy siedzieć do późnej nocy!
pakujemy moją wielką walizkę, za pierwszym razem waży ponad 25kg. no, trzeba przepakować... wyrzucam kilka rzeczy, jakieś ciuchy... 24kg. no, to jeszcze jeden kurs... i tak łazimy w środku nocy, z wielką walizką! bo waga na parterze, jeszcze kawałek za kuchnią xD niedługo zamiast walizka, to ja będę ważyć te dozwolone 20kg! xD poddaję się, gdy waga wskazuje 22,5kg. nie mam już co wyrzucić...!
no trudno...!
dziewczyny siedzą jakoś do 3 rano. później zabieramy dwie siaty żarcia, dwie inne i niewielki karton pełen kosmetyków do pokoju Ya Ting. dziewczyny mogą się podzielić, im się to na pewno bardziej przyda niż mi *^^*

wracam do pokoju i próbuję się przepakować po raz kolejny... bleeee...
próbuję się zdrzemnąć, ale chyba za bardzo się denerwuję...

o 4:30 poddaję się, i postanawiam się ogarnąć, zjeść coś itp. na 6:40 jestem umówiona z Sachi, ma mnie podrzucić na dworzec. oczywiście, ona też zauważa, że mam nadbagaż. hehe, jakoś uradzę, trudno... xD
dojeżdżam na lotnisko, znajduję Eriko. mój lot jeszcze nie jest obsługiwany, i nagle słyszę przez głośniki coś dziwnego. "Eriko, chyba odwołali mój lot~!". na tablicy pojawia się, że odprawa się rozpoczęła, ok, to idziemy. i faktycznie! "the flight is cancelled"
co teraz?!
dobrze, że Eriko się tak uparła, by mnie odprowadzić. czuję się lepiej gdy wiem, że ktoś mnie wspiera. i rozumie wszystkie komunikaty xD pożyczam od Eriko telefon, wysyłam mejla do mamy (którego i tak nie odczyta xD), i czekam. no dobrze, to lecimy z ANA, do Frakfurtu. a ANA... ma limit bagażu do 30kg! *^^* nie mam nadbagażu! muszę tylko nadać na bagaż plecaczek z papierami. wyciągam więc z rekinka swoje dokumenty, i stawiam na wagę. w sumie jest ponad 27kg. super! *^^*
dostaję bilecik, mogę iść się odprawiać.
Eriko macha mi na pożegnanie i... widzę, że płacze... no nie... T^T

wsiadam do samolotu. klasa economy w samolocie linii ANA jest o niebo lepsza niż nasza pierwsza klasa... xD miejsca między fotelami jest sporo, do tego każdy ma swój telewizorek: są filmy, gry, muzyka..! w ten sposób przetrwanie tych 11 godzin nie zapowiada się tak kiepsko. jeśli nie da się spać, to przynajmniej pooglądam filmy! xD
nie da się spać, co chwila męczą nas turbulencje! koszmar! T^T
za to jedzenie dobre, białe wino i zielona herbata. no żyć, nie umierać! *^^* i filmy! *^^* cudownie *^^*

jakieś pół godziny przed lądowaniem wyłączają filmy, więc muszę się pocieszać próbą gapienia się przez okno. nie jest aż tak źle.
lądowanie we Frankfurcie, zgodnie z planem. teraz tylko pozostaje mi znaleźć bramkę nr 1A. coraz bliżej domu! sms do mamy pt "jestem we Frankfurcie, będę po 19" (a oni myśleli, e mi się coś pomyliło v,v)... i w końcu, samolot LOT-u! denerwuję się tylko troszkę, że bagaż nie zdążył dojechać, bo widzę, jak z samolotu ANA wciąż wypakowują jakieś walizki. no cóż, najwyżej trzeba będzie poczekać... *^^* gorzej na pewno nie będzie *^^*
godzina w powietrzu, i lądujemy w Gdańsku.

łapię swoje bagaże (współpasażerowie śmieją się z mojego plecaczka-rekinka ^^), i mogę wychodzić. za drzwiami czeka mnie niespodzianka: gromada znajomych *^^* jejciu, nic więcej nie mogłabym chcieć! *^^*
wracamy do domu, witam się z kotką (utyła xD) i... ojej... wróciłam z podróży mojego życia~!

Brak komentarzy: