wychodzę z hotelu ok. 5:45, planuję jeszcze zdążyć na autobus o 6:30. po drodze jednak zatrzymuję się, by poobserwować modliszkę.
może troszkę może... z Tsukuby wyruszam o 7, korek na autostradzie, w efekcie czego na dworcu w Tokyo jestem dopiero o 10. na razie poślizg około godziny, zobaczymy co będzie dalej.
Shinkansen do Niigaty odjeżdża z peronu 23(!), o 10:12. pociąg podjeżdża przed 10, wysadza ludzi i... wchodzi ekipa sprzątająca! pięć minut i gotowe: czysto, pięknie. ekipa wychodzi, staje w rządku, kłania się w pas. zauważam, że ludzie na peronie również się kłaniają. poziom kultury Japończyków naprawdę mnie zachwyca!
wsiadam więc. dobrze, że oni tacy niscy, mogę sama odłożyć walizkę na półeczkę xD
na stacji Ueno przysiada się do mnie przemiły Japończyk, Shouta, który umila mi czas rozmową. dowiaduję się od niego, że Niigata, to malutkie miasteczko na prowincji, bardzo słynne ze wspaniałych widoków. i podobno o wiele bezpieczniejsze od Tokyo! no proszę... to już się nie boję.
Niestety, Shouta musi wysiadać. szkoda, tak dobrze się rozmawiało...
trudno, myślę sobie, i postanawiam się zdrzemnąć.
przez ten poślizg ląduję w Niigata dopiero o 12:30, zanim coś zjem i znajdę hotel, jest po 14. postanawiam więc się ogarnąć i pojechać pod halę. trudno, jutro będę zwiedzać.
portier w hotelu daje mi mapkę, więc wiem, że do Ryuutopii tylko jeden przystanek. następnie, holistyczną metodą nawigacji (czyli znajdź kogoś, kto wygląda, jakby wiedział dokąd idzie i podążaj za nim), trafiam do klubu.
przechodzę przez drzwi, i już wiem, że dobrze trafiłam. pierwszy w oczy rzuca mi się jakiś cosplay Yomiego, a grugie... dziewczyna, którą spotkałam w Tokyo. uśmiechamy sie do siebie. dopiero wtedy znikają nerwy i... uświadamiam sobie, ze nie mam żadnego fangifta! ale ze mnie durna jednostka! przez pół koncertu nie mogę sobie tego darować.
no, ale trudno, stało się...
robię kilka zdjęć cosplayom, ludzie robią sobie zdjęcia ze mną (sic!), i co chwila pada pytanie: "skąd jesteś?". "Z Polski", odpowiadam, i widzę, ze chyba nie do końca wiedzą, gdzie to. ale chyba rozumieją, że daleko. i przyznaję, że to jednak pocieszające słyszeć zamiast złośliwego "gaijin", pełne szacunku i niedowierzania "gaikokujin".
jest cudownie, a ja co chwila zaciskam zęby, by się nie rozpłakać. w końcu zaczynają wpuszczać na salę, więc znajduje swoje miejsce (ok. 10m od Hitsu!) i czekam. nie można, niestety, robić zdjęć, ale cóż...
wspaniale...
gdy przebrzmiewają ostatnie dźwięki "Konoha", pozwalam sobie w końcu na płacz...
pod hotelem spotykam dwie Japoneczki, z którymi udaje mi się zamienić kilka słów moją łamaną japońszczyzną *^^* po jakiejś pół godzinie dziewczyny idą na autobus do Tokyo, a ja wracam do hotelu.
budzę się ok. 6 rano. Niigata jeszcze śpi. ogarniam się, pakuję, trzy razy sprawdzam, czy na pewno wszystko wzięłam i mogę się wymeldować. zostawiam walizkę w szafce na dworcu i mogę iść zwiedzać.
Niigata jest absolutnie paskudnym miastem. brzydkie, szare, brudne.. doprawdy, nie wiem, po co ludzie tu przyjeżdżają. chyba, że chodzi o widoki. bo okoliczne góry wydają się wspaniałe, a widok Morza Japońskiego w końcu pomaga mi się uspokoić.
nadmorski park w Niigata jest tak samo paskudny jak całe miasto. postanawiam więc dać szansę miejskiemu akwarium, moze widok ryb choć na chwilę pozwoli mi nie myśleć o przeżyciach dnia wczorajszego...?
pani w okienku proponuje mi ulotkę po.. rosyjsku! dlaczego...?, zastanawiam się idiotycznie. rzecz wyjaśnia się, gdy wchodzę do środka: jesiotry, bobry i.. nerpy! cholera, w Bajkale ich nie widziałam, musiało mnie aż do Japonii wywiać. śmieszne kluski z tych fok... xD
ide obejrzeć występy delfinów. w końcu mam siłę, by naprawdę się rozesmiać, gdy zwierzęta skaczą, opryskując ludzi wodą. później jeszcze idę zobaczyć występ lwów morskich, ale one aż tak nie zachwycają, chociaż może są o wiele zabawniejsze.
jest 12:30, mogę skończyć to zwiedzanie, wrócić do Tsukuby i wygadać się z wrażeń z koncertu... v,v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz