poniedziałek, 19 lipca 2010

"ładna nazwa... jedziemy!" - gremlin znów podróżuje! *^^*

poranna pobudka trochę mi się przestawia, przez co zwlekam się z łóżka dopiero o 5:50. no, ale raz się żyje! co z tego, że Chinczyki mnie olały (znowu!). ostatnim razem wyprawa z tego powodu okazala się trafionym pomysłem. trzeba spróbować jeszcze raz. tym razem: Shizuoka! ubieram się więc, trzy razy sprawdzam, czy aparat jest naładowany, zapinam mój plecak w kształcie rekina i mogę ruszać.
droga do Tokyo, niezmiennie, godzinna drzemka. na dworcu od razu pełznę do kasy Shinkansen. "Shizuoka made..." wystarcza, by kupić bilet.. pani w okienku ma cały pakiecik karteczek, po chińsku i po angielsku (u nas by mogli takie mieć). dowiaduję się, że nie ma biletów z rezerwacją, czyli sama muszę znaleźć sobie miejsce. dam radę!


do pociągu mam jeszcze 10min, zdążę się pięć razy zakręcić, a o drogę pytam panią sprzątaczkę (ubraną w gustowne różowe wdzianko xD). w końcu dopadam swój pociąg.
Tokaido Hikari Shinkansen. w środku jest ślicznie! wagony bez rezerwacji to 1-4, wagon nr 3 dla palących. rozumuję tak: podróż 50min, albo będą fajczyć, albo mi dzieciaki będą ganiać. nie trzeba chyba mówić, jaki był mój wybór...?
podróż z Tokyo do Shinagawa, którą to drogę JR Yamanote pokonuje w prawie 30min, Shinkansen robi w 7. a jeszcze się nawet nie zaczął rozpędzać. do stacji Shin-Yokohama jedzie powoli, z prędkością polskich pociągów. juz zaczynam się zastanawiać, co się dzieje z osławionym Shinkansenem, gdy nagle rusza, jak dziki koń!
prędkość zatyka mi uszy i wciska wnętrzności w kręgosłup. dobrze, że to tylko pół godziny takiej jazdy. i wtedy dociera do mnie, że ja się takim bydlęciem wybieram do Niigaty! 2,5h?! przecież ja tego nie wytrzymam!!

no, docieram w koncu na miejsce. człapię do informacji turystycznej, gdzie dowiaduję się, że jest za dużo chmur i nie ma szans zobaczyć Fuji-san. znowu! v,v
no, trudno. pańcia proponuje mi wycieczkę do Zamku Sunpo i otaczającego go parku. później może jeszcze zajadę do zoo, a co!
border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5498368794718437186" />
spod dworca odjeżdża autobus w stylu retro, trudno go nie zauważyć
*^^* ok, jedziemy obejrzeć zamek!





właściwie, to z całego zamku została tylko jedna brama. przechodzę przez nią i tafiam do niewielkiego parku. przez chwilę łażę bez celu, aż w końcu trafiam na bramę do prawdziwego japońskiego ogrodu. dostaję angielskojęzyczną gadaczkę, więc mogę oglądać - przynajmniej wiem, na co patrzę *^^*





na koniec wchodzę do tea house, gdzie dostaję zieloną herbatę. tam też dowiaduję się, że Shizuoka słynie z najlepszych herbat w Japonii. no proszę!



herbatka wspaniale orzeźwia, chociaż jeszcze długo zastanawiam się, czy mi smakowała xD
kończę, i pełznę wleźć do pomieszczeń bramnych. właściwie, na ocalałą część zamku składa się zachodnia brama i skład amunicji. na wejściu znowu dostaję szczekaczkę, mogę się dowiedzieć co, kto, kiedy, dlaczego... xD oczywiście, jak to ja, niewiele zapamiętuję xD
ale stojaca w kącie pomieszczenia makieta dawnego zamku pozwala mi określić, jak wielkie to musiało być!




kończę zwiedzanie bramy i wychodzę do parku, znaleźć pomnik shoguna Tokugawy, ktory tak rozsławił to miasto. udaje się w końcu, metodą prób i błędów *^^*


niestety, zrobiła się już godzina 15:30, więc nie zdążę do zoo. postanawiam jeszcze zajrzeć do pobliskiej świątyni, i mogę wracać do Tsukuby.


korek na autostradzie pozwala mi w końcu zrobić fotke tego, co najbardziej mnie w Japonii fascynuje: boiska sportowe na terenach zalewowych!

Brak komentarzy: