poniedziałek, 10 maja 2010

nie taki ciekły azot straszny...

ledwo wstaję! przez jakieś pół godziny przewalam się z boku na bok. dobrze, że kruki się drą jak opętane, a słońce uparcie zagląda przez okno prosto w moją twarz. inaczej bym miała wielki problem ze wstaniem. i tak mam...
pół godziny w wannie i... powiedzmy, że wcale nie myślę o tym, by chociaż na chwilkę skulić się na łóżku. koszmarnie bolą mnie ramiona, moje pęcherze na stopach dorobiły się własnych pęcherzy... ojj, zapowiada się ciężki dzień...
do labu udaje mi się dotrzeć chwilę po 9... jestem z siebie dumna. Eva przychodzi chwilę później, tak samo padnięta jak ja. mam tylko nadzieję, że niczego nie uda się nam wysadzić w powietrze xD
w labie wszystko w normie. poza jednym faktem - jedna z maszyn wymaga do działania ciekłego azotu. gapię się na psora jak na wariata, gdy podjeżdża z ogromną butlą na kółkach. tłumaczy wszystko, otwiera zaworki i już po chwili cały stolik spowija biały dym. odskakujemy jak najdalej się da, a psor się śmieje. no ale to przecież normalne, prawda?
w sumie, niezła zabawka taki ciekły azot. robi mnóstwo dymu, mnóstwo hałasu i w ogóle jest dziwaczny xD a taki oszroniony dozownik aż kusi, żeby przytknąć do niego łapkę...xD informacja na przyszłość - tej rurki wylotowej się nie ściska, tylko układa na dłoni, żeby jak najmniej stykała się z rękawicą. bo nawet przez niby dobrze izolowaną rękawicę trochę odczułam chłodek po łapkach xD a Evie trochę skora zaczęła odłazić (fuj!)...

do hotelu wracam po 18, sposobem japońskim. znaczy - szef wyszedł, dajmy mu 15min, bo może czego zapomniał, i wiejemy xD
postanawiam w końcu coś ugotować. w końcu nie po to dźwigałam w sb te kilogramy, żeby teraz się to marnowało w lodówce xD obsługa japońskiego sprzętu kuchennego jest... przerażająca? tak, to chyba dobre słowo xD dojście do ładu z maszynką do gotowania ryżu udaje mi się po jakiś 10min, a o kuchence to w ogóle wolę nie wspominać... ale jedzonko nawet udane... tylko strasznie długo to trwa, takie gotowanie... ale mam obiadek i bento na dzisiaj, i na jutro też mi zostanie. świetnie :)
z radosną minką wracam do pokoju, poprawiam zaległego posta i stwierdzam, że mogę iść spać... :)

5 komentarzy:

endorfina pisze...

to Ty pierwszy raz sobie ugotowalas cos? ;oOo masakra XD

psyence pisze...

jaki żal :s
zrób coś śmiesznego z azotem i pokaż XD

endorfina pisze...

np... zamroz sie i sie rozpadnij... xD

Agata Włodarczyk pisze...

jakieś zdjęcia z labu, proszę pani? ;)
zwłaszcza z tym słynnym azotem? ;P

aka pisze...

ale super! Na dlugo pojechalas? Ja tu z zazdrosci umarlam juz chyba ze 4 razy..