sobota, 8 maja 2010

...sushi go round?

już od rana pogoda nie sprzyja ruszaniu się z domu. jest duszno, gorąco, i gdyby to było w Polsce, powiedziałabym, że zaraz lunie. a tutaj między pogodą "zapowiada się na deszcz" a "zaraz będzie ściana wody" zazwyczaj mijają 2-3 dni v.v
plan na dziś: duże zakupy i pranie!

z hotelu wychodzę koło 11, na początku planuję zabrać małą walizkę na kółkach, ale w końcu rezygnuję z tego pomysłu. oddaję klucz do pokoju w recepcji, a pan w zamian podaje mi kluczyk do roweru. no dobra, skoro już dał, to wezmę, a co mi tam.
pakuję się na rower i mogę jechać.
wpadam do one coin shop, żeby kupić podusię i kilka innych potrzebnych czlowiekowi do szczęścia dodatków, jak np. pudełko do bento xD w ogole, jakąś 1/3 sklepu zajmują różne pierdółki, z których można porobić inne większe pierdółki, jak wstążki, koraliki, dzwoneczki różnych rozmiarów... wrzucam do koszyka jedne dzwoneczki, może coś jeszcze z tego zrobię :) z one coin shop wychodzę z dwoma siatami.
to teraz jedzonko! :) pięć razy obchodzę sklep dookoła. a to szukam ryżu, później stoję długą chwilę przed butelkami, porównując krzaczki w rozmówkach do tych na butelkach (szukam oleju xD w końcu dwie półki dalej znajduję butelkę z napisem 'olive oil' xD), chyba 20min zajmuje mi wybranie ciasteczek :) do tego kilka kubełków ramen instant (jak ja w Polsce przeżyję bez ramen??)... załadowuję wszystkiego dwa koszyki xD pańcia na kasie trzy razy pyta, czy aby na pewno nie potrzebuję siatek xD nie potrzebuję, jestem mądra (chociaż raz), zabrałam swoje z hotelu xD
udaje mi się jakoś obwiesić rower tymi wszystkimi siatami (podusia wisi na dzwonku xD) ale na mnie miejsca brakuje. z resztą, rower jest już tak niestabilny, że nawet prowadzenie go okazuje się być niezłym wyczynem xD

jakoś udaje mi się dotrzeć do hotelu. ledwo mieszczę te wszystkie zakupy do mojej malutkiej lodóweczki xD

teraz czeka mnie dopiero zabawa! pranie xD
istrukcji do pralki brak, więc metodą prób i błędów wciskam losowo kilka guziczków. jest! ciagnie wodę! :) kto by pomyślał, że człowiek będzie z siebie taki dumny po nastawieniu pralki xD
no, to pranie gotowe. wpadam jeszcze na chwilę do labu, bo Eva potrzebuje pomocnej dłoni. Sachi-san jest bardzo zdziwiona, że przyszłam. no, fakt, bo to że ona, chora, jest w labie to już normalne v.v ehh... nigdy ich nie zrozumiem...

kończymy robotę i idziemy na sushi xD
nie wiem, czy to jakaś mania, czy norma, ale tutaj też trzeba się zapisać, pobrać numerek i poczekać aż zawołają xD w koncu przychodzi nasza kolej. zasiadamy do stolika i... nie mogę się nadziwić! potrawy jeżdżą w kółko przy stolikach! xD na takiej śmiesznej taśmie, można brać z tego, co jeździ, albo zamówić przez maly komputerek wiszący nad stolikiem xD zamówienia jeżdżą na specjalnej podstawce, żeby przypadkiem nikt inny nie zawinął. na każdym talerzyku ślicznie przygotowane dwie porcje sushi, można próbować do woli xD każdy taki talerzyk kosztuje 105 yenów... opróżniamy z Evą 15 takich xD jestem najedzona tak, że chyba pęknę xD kończymy więc, przychodzi pańcia, liczy talerzyki i podaje nam rachunek. obiecuję sobie, że jeszcze tu wrócę xD




do hotelu wracam po 22. jak to jest, że w Polsce nie cierpię wracać do domu po ciemku, a tu jakoś łatwiej mi to przychodzi? tylko przejechanie przez prawie nieoświetlony park wywołuje u mnie gęsią skórkę xD ale jakoś bezpiecznie wracam do hotelu, bez zadnych duchów za plecami. przygotowuję się jeszcze na jutrzejszy wypad do Tokyo i mogę iść spać...

Brak komentarzy: